Teściowa jadła u nas za darmo, a wnukom żałowała na lody. Zrobiłam jej takie kulinarne rewolucje, że popamięta…
Zawsze śmiałam się z kawałów o teściowej, aż sama na taką trafiłam. Zabawne przestało być, kiedy okazało się, że teściowa to wielka, leniwa paniusia, która nie tylko ciągle narzeka, ale i traktuje nasz dom jak darmową stołówkę.
Nie polubiłam teściowej
Już podczas przygotowań do ślubu dała mi się we znaki. Miała szalone pomysły: gołębie, marsz piesków w garniturach… Czułam, że za dużo naoglądała się filmów. Największy cios przyszedł w dniu ślubu, kiedy zjawiła się w kościele… cała na biało! Chciałam uciec, by nie patrzeć na tę absurdalną sytuację.
Mój mąż Paweł dostrzegał dziwactwa swojej mamy, ale nigdy nie miał odwagi jej się postawić. Barbara wychowywała go sama, po tym jak ojciec odszedł, a kolejni faceci szybko uciekali. Z wyglądu wciąż była atrakcyjna, bo inwestowała mnóstwo pieniędzy w zabiegi, ale dla nas – dla naszych córek – czasu nigdy nie miała.
Przychodziła za często, ale nie pomagała
Barbara nigdy nie zabrała Ani i Kasi na noc do siebie, a jej rzadkie spacery z wnuczkami kończyły się narzekaniem, że jest zmęczona. Kiedy wpadała do nas kilka razy w tygodniu, nie po to, by pomóc, ale by się najeść. Gdy tylko przekroczyła próg, traktowała nasze obiady jak coś, co jej się należy. Zamiast podziękować lub przynieść zakupy, krytykowała – to dzieci za głośne, to obiad za tłusty, to deser nie taki, jakiego się spodziewała.
W końcu przegięła
Jednego dnia w akcie „łaski” zabrała dziewczynki do wesołego miasteczka. Kiedy wróciły, Ania i Kasia były przeszczęśliwe, ale Barbara spocona i zła. Usiadła na kanapie i zaczęła narzekać.
- Te dzieci to diabełki, wszystko chciały zobaczyć! Wydałam ponad 200 zł – skarżyła się. – Ale na szczęście zaoszczędziłam, kupując im po pół gofra i loda.
Wtedy Paweł, zwykle cichy, nie wytrzymał.
- Mamo, przesadziłaś! Mogłaś poprosić o pieniądze, a nie oszczędzać na dzieciach! – warknął.
- To było ekonomiczne – odpowiedziała spokojnie.
- Zagotowało się we mnie. Postanowiłam, że więcej tego nie zniosę.
Zemsta przyszła spontanicznie
Kilka dni później Barbara znów przyszła bez zapowiedzi, prosto z masażu. Kiedy zobaczyłam ją w progu, od razu wiedziałam, co się święci.
- Napiłabym się kawusi – rzuciła. – Zrób mi, jak lubię.
Miałam już dosyć.
- Mamo, jestem zajęta. Ekspres stoi, wiesz, jak go obsłużyć. Dzisiaj samoobsługa – odpowiedziałam chłodno.
- No wiesz? – obruszyła się. – A obiad masz?
- Jasne, że coś się znajdzie – uśmiechnęłam się, widząc, jak idzie do łazienki. I wtedy wpadłam na pomysł.
Wstałam i z lodówki wyciągnęłam wczorajsze resztki. Na talerz wrzuciłam kawałek zimnej pizzy, kilka zwiędniętych warzyw i plastry przeterminowanego sera. Postawiłam talerz przed Barbarą, która patrzyła na mnie z szokiem. – Co to ma być? – zapytała z niedowierzaniem. – Obiad „ekonomiczny”, mamo. W końcu oszczędzamy, prawda? Barbara spojrzała na mnie z wściekłością, ale zrozumiała.
Zrozumiała, że więcej dobrych obiadków już nie będzie. Od tamtej pory pojawiała się u nas tylko na zaproszenie – i to nie zawsze.
A Wy co zrobilibyście na moim miejscu ? Czekam na komentarze.