Córka miała do mnie pretensje, że zachorowałam i nie dam rady pilnować wnuków. Wychowałam egoistycznego potwora

Po latach poświęceń i pomocy, na które zawsze mogła liczyć, teraz ja potrzebowałam wsparcia. Zachorowałam, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Córka? Zamiast zapytać, jak się czuję, miała do mnie pretensje…

Nie tego się spodziewałam – całe życie byłam przy niej, a teraz, kiedy choroba ogranicza mnie fizycznie i psychicznie, słyszę tylko wyrzuty. Czy to moja wina, że nie dam rady zajmować się jej dziećmi? Gdy zobaczyłam, jak daleko jest gotowa się posunąć…

Kiedy lekarz postawił diagnozę, w jednej chwili poczułam, że grunt usuwa mi się spod nóg. Odtąd miałam walczyć nie tylko z chorobą, ale też z własną słabością. Myślałam, że na rodzinę mogę liczyć, zwłaszcza na córkę, która zawsze mówiła, że to właśnie ja nauczyłam ją, czym jest rodzinna więź. Jak bardzo się myliłam…

Lata poświęceń, które poszły na marne?

Całe życie starałam się być dla niej wsparciem. Pomagałam, kiedy rozstała się z pierwszym partnerem, pocieszałam, gdy po raz pierwszy w życiu przegrała coś ważnego, gotowałam, sprzątałam i opiekowałam się wnukami. Wszyscy znajomi powtarzali, że jestem dla niej jak anioł stróż – zawsze na każde skinienie. I tak mijały lata, aż sama zaczęłam wierzyć, że jestem niezastąpiona. Jednak choroba zmieniła wszystko.

Kiedy usłyszałam diagnozę, wiedziałam, że moje możliwości będą teraz ograniczone. Musiałam odłożyć na bok obowiązki, które do tej pory sprawiały mi radość. Byłam jednak pewna, że córka zrozumie. W końcu wychowałam ją na pełną empatii i współczucia osobę… przynajmniej tak mi się wydawało.

Zaskoczenie, które złamało moje serce

– Mamo, co ty wyprawiasz? – córka rzuciła z pretensją w głosie, kiedy tylko usłyszała, że nie dam rady odbierać dzieci ze szkoły.

Jej słowa wprawiły mnie w osłupienie. Nie usłyszałam ani jednego „Jak się czujesz?”, „Czy potrzebujesz czegoś?”, tylko „Jak sobie teraz poradzę?”. Przez chwilę nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Patrzyłam na nią, zszokowana, nie mogąc uwierzyć, że osoba, którą uważam za swoją najbliższą, teraz widzi we mnie wyłącznie problem.

– Wiesz, że nie robię tego specjalnie – odpowiedziałam, starając się zachować spokój. – Moje zdrowie już nie jest takie jak kiedyś.

– A co z dziećmi? – przerywała mi. – Nie mogę sobie pozwolić na urlop, a ty zawsze odbierałaś je ze szkoły. To jest problem!

Kłótnia, której nie spodziewałam się przeżyć

To, co miało być rozmową, zamieniło się w kłótnię. Moja córka, dla której kiedyś zrobiłabym wszystko, dziś widziała we mnie jedynie niewygodę. Wyrzuciła mi, że „mnie teraz na nic nie stać” i że powinnam się wziąć w garść.

– Wiesz, co? – powiedziałam, tracąc cierpliwość. – Całe życie dawałam z siebie wszystko. Czego więcej ode mnie oczekujesz?

– Może tego, że będziesz taka jak zawsze – odpowiedziała bez cienia empatii.

To wtedy dotarło do mnie, że całe te lata wychowywałam egoistę. Zawsze, gdy potrzebowała pomocy, mogła na mnie liczyć. Wymagała mojej obecności przy każdym trudnym momencie, ale ani razu nie zapytała, co ja czuję. Moja choroba stała się dla niej przeszkodą, a nie troską. Czy to naprawdę jest efekt moich poświęceń?

Cała prawda wychodzi na jaw

Poczułam, że muszę coś zmienić. Przez lata byłam dla niej opoką, ale może czas, żeby dorosła i zaczęła radzić sobie samodzielnie? Z trudem, ale powiedziałam jej, że przestanę pomagać tak intensywnie. Była oburzona, ale zrozumiałam, że to jedyny sposób, by przestała traktować mnie jak służbę. Czy kiedykolwiek doceni moje poświęcenie?

Pod koniec tej rozmowy poczułam się odmieniona. Przestałam być bezsilna wobec własnej córki. Po tylu latach uzmysłowiłam sobie, że na zmianę nigdy nie jest za późno.

Jak wy byście postąpili w tej sytuacji? Czy kiedyś musieliście zmierzyć się z podobnym wyzwaniem? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!