Wszyscy rzucili się na spadek po ojcu jak pazerne hieny. Nie chciałem brać udziału w tej farsie, a i tak zarobiłem najwięcej
Gdy tylko ojciec odszedł, rodzina zamieniła się w arenę walk. Każdy chciał więcej, każdy miał swoje żądania. A ja? Wolałem usiąść z boku i patrzeć, jak się kłócą…
Wszystko zmieniło się w chwili, gdy matka w końcu ujawniła prawdziwą treść testamentu. Wtedy rozgorzała prawdziwa wojna, która ostatecznie…
Rodzinny dramat po stracie
Śmierć ojca była dla wszystkich wstrząsem, ale nie zdążyliśmy nawet opłakać jego odejścia, gdy zaczęły się kłótnie. Każdy z rodzeństwa nagle przypominał sobie, ile ojciec był mu winien – w domyśle, ile powinni dostać po nim. Ja trzymałem się z boku. Nie czułem potrzeby uczestniczenia w tym cyrku, choć doskonale widziałem, jak szybko nasza rodzina zamienia się w stado głodnych hien.
Matka próbowała wszystkich uspokajać, ale nie miała siły walczyć. Każdy ciągnął ją w swoją stronę: „Mam prawo do większego udziału!”, „Ojciec obiecał mi dom!”, „To ja spłacałem jego długi!” – brzmiały argumenty, które rzucali na oślep.
Testament, który wywrócił wszystko do góry nogami
Gdy w końcu doszło do odczytania testamentu, nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Ojciec wszystko zapisał matce. Całość majątku, łącznie z domem, ziemią i oszczędnościami, należała tylko do niej. W jednej chwili atmosfera zrobiła się gęsta jak mgła. Wszyscy zaczęli szeptać między sobą, knując plany i próbując znaleźć sposób, by „odzyskać” to, co im się należało.
- „Mama jest już starsza, przecież nie poradzi sobie z tym wszystkim!” – rzuciła najstarsza siostra, Elżbieta.
- „A kto dbał o ojca przez ostatnie lata, jak nie ja? To ja mam prawo do tego domu!” – odpowiedział brat, Andrzej.
Nie wytrzymałem i wyszedłem. Dla mnie to było żałosne. Ojciec ledwo co odszedł, a oni zamienili jego pamięć w przedmiot targów.
Jak zarobiłem, nie biorąc udziału w walce?
Przez kolejne miesiące spory trwały. Matka, znużona ciągłymi awanturami, postanowiła podzielić majątek, ale na swoich warunkach. Każdemu przypadało coś małego – kawałek ziemi, trochę oszczędności – jednak dom zostawał w całości. Matka nie mogła jednak znieść atmosfery. W końcu zaproponowała, że sprzeda wszystko i podzieli się gotówką.
Rodzeństwo rzuciło się na tę propozycję jak wygłodniałe zwierzęta. Nie wiedzieli tylko jednego – matka chciała, żebym to ja zajął się sprzedażą domu. Zgodziłem się tylko dlatego, żeby pomóc jej wyjść z tego chaosu.
Okazało się, że nieruchomość była warta dużo więcej, niż ktokolwiek przypuszczał. Znaleźliśmy kupca, który był gotów zapłacić gotówką, ale miał jeden warunek – transakcja musiała odbyć się jak najszybciej. Rodzeństwo podpisało dokumenty w ciemno, nie sprawdzając szczegółów.
Prawda wyszła na jaw
Pół roku później spotkałem matkę na kawie. Była spokojna i uśmiechnięta. Wtedy zdradziła mi, że ojciec przed śmiercią przelał znaczną część oszczędności na wspólne konto tylko nasze – jej i moje. Wiedział, że nigdy nie będę żądać niczego po jego śmierci, więc postanowił zabezpieczyć mnie wcześniej.
Rodzeństwo? Nigdy nie dowiedzieli się o tych pieniądzach. A ja? Mam czyste sumienie, bo nie brałem udziału w tej farsie.