Dyrektorka obcinała mi pensję za każdą bzdurę. Zdębiałam, gdy dowiedziałam się, co robi z kasą, którą mi zabiera

Od miesięcy zauważałam, że moja pensja jest mniejsza, niż być powinna, a dyrektorka za każdym razem miała inne wytłumaczenie. To za spóźnienie, to za rzekomo źle wykonane zadanie… Słuchałam i zaciskałam zęby, wierząc, że kiedyś wszystko się ułoży. Jednak moje podejrzenia rosły, gdy widziałam, że tylko moja pensja była regularnie obniżana…

Pewnego dnia przypadkiem usłyszałam rozmowę, która wywróciła mój świat do góry nogami. Prawda, która wyszła na jaw, wprawiła mnie w osłupienie i doprowadziła do konfrontacji, jakiej dyrektorka się nie spodziewała…

Zaczęło się od niewinnego ostrzeżenia

Kiedy po raz pierwszy dyrektorka oznajmiła mi, że odetnie mi z pensji 50 złotych za spóźnienie, poczułam się nieco zirytowana, ale uznałam to za uczciwe. Zdarza się przecież, że ktoś może się spóźnić do pracy, choćby z powodu korków. Jednak sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. Kolejne potrącenia pojawiały się niemal co miesiąc. „W tym miesiącu straciłam 100 złotych, bo niby nie wykonałam poprawnie raportu”, „za innym razem z pensji ubyło kolejne 200 złotych, bo podobno zbyt długo zajmowałam się jednym klientem”. Brakowało mi już sił, by się bronić, bo każda rozmowa kończyła się ostrym tonem dyrektorki i jej wzrokiem, który zdawał się mówić: „Chcesz się kłócić? To do widzenia”.

Podejrzenia rosną

Pewnego dnia zauważyłam, że dyrektorka, która wcześniej przemykała do pracy w niemal tych samych zestawach ubrań, nagle zaczęła pojawiać się w zupełnie nowej garderobie. Jej torebka wyglądała na model luksusowej marki, a biżuteria, którą zakładała, była lśniąca i pełna przepychu. Sama może bym przymknęła na to oko, gdyby nie fakt, że równocześnie ja i kilku innych pracowników zaczęliśmy dostawać „ostrzeżenia” o obcięciu pensji za różne błahostki. Sprawa wydawała się podejrzana, ale nadal miałam nadzieję, że może to tylko moje myśli.

Zaskakujące odkrycie

Podczas przerwy obiadowej jedna z moich koleżanek zaczęła szeptać do mnie o plotce, która krążyła po biurze. Podobno dyrektorka potajemnie zbierała pieniądze na „ekskluzywne wakacje”. Miała rzekomo mówić do swojej przyjaciółki przez telefon, że “jeszcze trochę i będzie mogła spędzić dwa tygodnie na rajskiej wyspie”. W pierwszym odruchu się roześmiałam. Jak mogła coś takiego planować, obcinając nam pensje? Jednak następnego dnia zauważyłam, że dyrektorka nagle wyszła z biura z torbą pełną dokumentów, a potem zniknęła na kilka godzin.

Konfrontacja w biurze

Nabrałam odwagi i postanowiłam porozmawiać z dyrektorką. Przy najbliższej okazji, gdy znów odjęła mi kolejne 150 złotych za niewielki błąd w dokumentach, zapytałam ją wprost, dlaczego tak surowo traktuje tylko mnie. Jej odpowiedź mnie zdumiała. „Każdy musi nauczyć się odpowiedzialności,” odparła chłodno, nie przejmując się moją reakcją. Nagle poczułam, że coś pęka we mnie. Postanowiłam zgłosić sprawę do działu kadr. Zajęło mi to kilka dni, ale udało się. Kadry obiecały, że sprawdzą wszystkie potrącenia z mojej pensji, a ja postanowiłam czekać, co wyniknie z tej konfrontacji.

Cała prawda wychodzi na jaw

Kiedy dyrektorka dowiedziała się, że zgłosiłam sprawę do działu kadr, zrobiła się podejrzanie miła. Nagle zaczęła mnie chwalić za moje zaangażowanie i zaproponowała podwyżkę. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy, a ta nagła zmiana nastawienia miała związek ze śledztwem, które toczyło się za jej plecami. Po kilku dniach dostałam telefon z kadr. „Znaleźliśmy dowody na nieprawidłowe potrącenia, które dotyczyły wyłącznie Pani pensji”. Gdy to usłyszałam, byłam w szoku. Okazało się, że dyrektorka celowo zawyżała mi potrącenia, by mieć dodatkowe środki na osobiste wydatki – między innymi na swoje luksusowe wakacje, o których opowiadała znajomym. Prawda była jeszcze bardziej gorzka, gdy okazało się, że podobne praktyki stosowała również wobec kilku innych pracowników.

Czy sprawiedliwość zwyciężyła?

Po całym incydencie dyrektorka musiała odpowiedzieć przed zarządem firmy, a ja i inni poszkodowani odzyskaliśmy pieniądze. Sama wyciągnęłam ważną lekcję z tej historii – warto walczyć o swoje prawa, bo nikt nie powinien bogacić się kosztem cudzej ciężkiej pracy. Czasem osoby, które mają władze, wykorzystują ją do własnych korzyści, nie przejmując się konsekwencjami dla innych.

Co sądzicie o takiej sytuacji? Czy mieliście kiedyś szefa, który wykorzystywał swoją pozycję? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!